sobota, 22 stycznia 2011

Jogurt Ale owoc! brzoskwinia-wanilia, Danone

Jogurty te są dopiero od jakiegoś czasu w sprzedaży, można je więc nazwać względną nowością. Postanowiłam po jednego z nich sięgnąć, gdyż 1) należy próbować nowych rzeczy; 2) zaciekawił mnie smak. Z moim lubieniem smaku waniliowego jest różnie – waniliowego Danio nie lubię, ale waniliowy Hommi jest pyszny (o tym więcej kiedy indziej).
Dawno już nie jadłam jogurtu TAK kremowego, pycha. Może i owoców jest mniej niż w Jogobelli (tam – 9%, tu 7,5%), ale są i wiadomo, że są to owoce, a nie jakiśtam zagęszczony syrop owocowy. Jest tu też laska wanilii – aż 0,015%, hehe, ale oryginalnej wanilii nie potrzeba dużo, by była wyczuwalna. W tym jogurcie była. Cała kompozycja bardzo udana. Jogurt nie był kwaskowy, był nawet słodki, jak Bakoma po prostu. Węglowodanów – 15g/100g, czyli nawet całkiem sporo, ale da się przeżyć. Niestety produkt ma, jak na moje oko, dużo „dodatków” – regulatorów kwasowości; a możliwe zawieranie soi, orzechów arachidowych i „innych orzechów” może przestraszyć (mimo iż powszechnie wiadomo, że cały świat „może zawierać śladowe ilości orzechów”, a alergicy mają przekichane, hihi). Co ciekawe, jogurt ma nieco większy rozmiar niż typowy „mały jogurt”, gdyż opakowanie ma 200g, co producent szybko przelicza na 1,6 porcji produktu w opakowaniu (czyli ile kubeczków muszę kupić, by dać po porcji dwóm osobom?; kiepsko u mnie z matematyki).
Podsumowując – wyraźnie czuć dobry, brzoskwiniowo-waniliowy smak, kawałki owoców cieszą oko i podniebienie, a niesamowita kremowość sprawia, iż nieco większy-mały-kubeczek znika bardzo szybko :)

Ocena : 6/6
Kaloryczność : 89 kcal/100 g, opakowanie ma 200g

KitKat senses, Nestle

Trudno uwierzyć, ale nigdy wcześniej go nie jadłam, trzeba jednak poszerzać horyzonty i próbować nowych rzeczy. Nie w każdym kraju jest taka jego wersja. Cieszę się więc, że Polska ma go w ofercie, gdyż jest po prostu pyszny!
Napis głosi : kruchy paluszek waflowy z kremowym nadzieniem z orzechów laskowych 18%, w mlecznej czekoladzie 64%. W składzie orzechów jest realnie 3,8%.
Pierwsze co zauważyłam patrząc na niego i smakując go - to błoga, słodka mleczna czekolada. Następnie kremowość nadzienia. Na koniec zauważyłam kruchość i delikatność wafla.
Czekolada jest naprawdę wyborna; nie podali jej zawartości kakao, ale jest mleczna, zatem nie można się spodziewać tu wyniku rzędu 50% :D Jednocześnie z zajmowaniem się KitKatem - zajmowałam się też odpakowaniem dwóch bombek czekoladowych ze Świąt, bo zostałam o to poproszona. Figurki z polewy o smaku czekoladowym. Zgroza. Z ciekawości spróbowałam odrobiny i moje podejrzenia się potwierdziły - zgroza, czyste masło z margaryną zapaskudzone aromatem. Dobrze, że obok leżał sobie właśnie KitKat senses, uratował mi humor.
Nadzienie jest mocno orzechowe. I nie takie, że trzeba się nad tą orzechowością zastanawiać, ale naprawdę ją czuć. Jednak co najważniejsze - jest niesamowicie kremowe.
Wafelek w tej wersji KitKata nie jest trudny do przełamania i jest go odpowiednio dużo do całej reszty. Klasyczny KitKat jest dość twardy, wafel ma dużo warstw, jest długi i dość szeroki. W senses jest tylko "podstawką" dla wysepek nadzienia orzechowego, co pozytywnie wpływa na jego atrakcyjność.
Naprawdę dobra przekąska. Zostawia posmak orzechów i czekolady, nie żadna tam mąka, sztuczne aromaty itp. Należy go spróbować.

Ocena : 6/6
Kaloryczność 165 kcal/batonik (31 g)

Jogurt Serduszko orzechy laskowe, Zott

Produkty z linii Serduszko nie są produktami premium, na co wskazuje chociażby cena. Miałam już wcześniej z nimi do czynienia i wiem, że w owocowym jogurcie próżno szukać kawałków owoców (porównując do Bakomy 7 zbóż czy Jogobelli), jednak na przekąskę lub część śniadania jak najbardziej się nadają. Udało mi się kupić smak orzechów laskowych, który to producenci często nie produkują, gdyż wolą robić nuuuuudne jogurty truskawkowe, brzoskwiniowe, jagodowe/owoce leśne.
 Jogurt jest w miarę kremowy, nie jest rzadki, co zapewne zawdzięcza dodanej żelatynie. Smak jest lekko kwaskowy, co dziwi, gdyż prawie 20% jogurtu to węglowodany, a w składzie tuż po mleku jest syrop glukozowo-fruktozowy oraz cukier - zatem na logikę powinien być nieco słodszy (porównując np. z FruVitą). Plusem jest niska zawartość tłuszczu - 1,4%. Dodany barwnik E150c (czyli kolega E150d, który siedzi w Coli/Pepsi) trochę mnie martwi, starczyłby sam kolor od mielonych orzechów. Właśnie, orzechy, są! Zmielone, w ilości 0,5%. Pamiętając jak na smak, fakturę i częstotliwość trafiania na, wpływa właśnie zaledwie 0,5% orzechów we FruVicie, byłam pozytywnie nastawiona. I tak, smak orzechów laskowych jest, ale nie jest aż tak intensywny, jak się tego spodziewałam; chyba wolę kawałki orzechów w jogurcie niż zmieloną masę.
Ogólnie zatem produkt nie jest zły, ale osoby przyzwyczajone do Bakomy premium lub wykwintnych jogurtów w Olzy takie Serduszko nie zadowoli ;)

Ocena : 4/6
Kaloryczność : 125 kcal/kubeczek 125g

Skittles fruits, Wrigley

Owocowe kuleczki-cukierki, z twardą skorupką i słodkim, owocowo-ziarnisto-cukrowym wnętrzem. Wersja fruits ma kilka kolorów : żółty, pomarańczowy, zielony, czerwony i fioletowy.
Żółta - to chyba miała być słodka cytryna.
Pomarańczowa - niestety wydaje się sztuczna przez aromat.
Zielona - ma dziwny posmak imitujący limonkę.
Czerwona - to truskawka.
Fioletowa - czarna porzeczka, smakująca jak jagoda, zapewne przez to docukrzenie.
Mi najbardziej smakuje fioletowa, czerwona i żółta, ale zapewne każdy ma swoje ulubione typy.
Kolorów nie było po równo, było zdecydowanie więcej żółtych, sporo pomarańczowych i fioletowych, natomiast czerwonych tylko trzy.
Jakie są Skittlesy każdy widzi i wie, szerszy opis raczej więc zbędny.

Ocena : 5/6
Kaloryczność : 153 kcal/38g (najmniejsze opakowanie, niby 31 cukierków, w moim było 37 sztuk)

Michałki zamkowe vs. białe, Wawel

Klasyczne Michałki występują w dwóch odsłonach – zawijanym sreberku (są mniejsze) i zawijane jak czekoladowy cukierek (są większe). Na jesień/zimę Wawel wydał na rynek nowy rodzaj – białe. Jak mogłam się dowiedzieć z Internetu, białe nie są w białej czekoladzie, a jedynie „polewie”, jednak zdecydowałam się ponownie przetestować Michałki zamkowe klasyczne i porównać je do nowych, białych.

Michałek klasyczny
Składa się : cukier, orzechy arachidowe 20%, czekolada 18,5% (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, tłuszcz roślinny, emulgatory, aromat), mleko w proszku pełne, tłuszcz roślinny, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, serwatka w proszku, spirytus, aromat; przy czym zawartość masy kakaowej w czekoladzie to min. 43%. Zatem dobrze nam znane Michałki to masa kakaowo-tłuszczowa ze zmielonymi (drobniej lub i nie) orzechami, oblana czekoladą. Czekolady nie jest aż tak dużo, by móc prawdziwie poczuć jej smak – i go ocenić, ale też trudno tej czekolady nie zauważyć, stanowi dobre uzupełnienie czekoladki. Ze względu na zawartość tłuszczu roślinnych nie jest to wyrób w pełni szlachetny, jednak nie można mu odmówić bycia prawdziwym i uwielbianym przez tysiące klasykiem. Nie jest to typ czekoladki, który po włożeniu do ust szybko się rozpuszcza, zostawiając w ustach dobry i słodki smak kakao, gdyż Michałka należy ugryźć, by się nim prawdziwie rozkoszować (co też poczyniłam ze swoim). Lubię czekoladę, lubię kakao, lubię orzechy, lecz Michałek moim no. 1 nie jest. Mimo to słodkość tę oceniam jak najbardziej pozytywnie. Być może smakując tych drugich klasycznych Michałków (w zawijanym sreberku) zakochałabym się w nich, nie wiem, to zostawię do przetestowania później.


Ocena : 5/6
Kaloryczność : wg opakowania 57,5 kcal/szt lub 60 kcal (po wczytaniu się w zawartość netto i podzieleniu jej przez ilość cukierków)


Michałek biały
Michałki te są dość spore, odwijane jak cukierki, nie w sreberku. Jest w białej polewie, a nie w białej czekoladzie, ale nic mu to nie ujmuje. Jak w przypadku Michałków ogólnie - czuć leciutką woń alkoholu, ale to tylko subtelny dodatek, nutka. Wnętrze wydaje się nieco bardziej miękkie niżeli w tradycyjnych, ale to być może kwestia temperatury przechowywania produktu. Przez nieco bardziej miękkie wnętrze - wyraźniej było czuć orzechy, których jest w składzie niemało. Miałam to szczęście natrafienia na akurat takie trzy wyborne sztuki, w których znalazłam naprawdę spore kawałki orzechów. Po zjedzeniu jednego... nie mogłam się oderwać, mimo ich słodkości i sporej wielkości. Naprawdę dobre "coś innego" niż klasyczne cukierki czekoladowe, biała polewa tworzy oryginalność, a orzechowe wnętrze jest błogie i lekko chrupiące.

Ocena : 5/6
Kaloryczność : 90 kcal/szt lub 85 kcal (po przeliczeniu wagi netto na jednego cukierka)

Ponoć gdzieniegdzie można też nabyć jeszcze inną wersję Michałków – złote, którym bliżej do pralinek niż masy oblanej polewą, gdyż mają w sobie/na sobie dużo więcej czekolady (jak czekoladki z bombonierek); ja jednak ich nie widziałam, przez to nie mam sposobności ocenić. Edit : strona producenta o nich.

piątek, 14 stycznia 2011

Knusper kugeln komposition, Milka

Typowy sezonowy produkt, na zimę (Mikołajki, Święta…). Widząc je w markecie pewnego dnia grudnia po prostu wzięłam je z półki.
W opakowaniu znajdują się chrupiące kulki w czterech smakach : biała czekolada (białe), ciemna czekolada (najciemniejsze), latte (jasny brąz) i mleczne (średni brąz). Elegancko posegregowane w oddzielnych miejscach w pojemniczkach. Zadałam sobie trud i policzyłam wszystkie kulki. Wyszło, iż białych jest 40, a reszty po 42. 166 kulek. Całkiem nieźle ;) Opakowanie ma 180 g, czyli jak prawie dwie tabliczki czekolady. Ocencie sami czy godny zastępnik.
Kulki są naprawdę mocno chrupiące, nie różnią się tu od siebie, mają taką samą strukturę wewnętrzną. Chrupkie nadzienie jest jednolite, zupełnie inaczej niż w przypadku choćby Giotto, gdzie wyraźnie odznaczał się wafelek+krem. Tu jest jednolita, chrupiąca masa.
Mleczna. Jak mleczna czekolada z milki, pyszna, słodka, ledwo możliwa do zarejestrowania przez kubki smakowe, gdyż przez swą smakowitość zbyt szybko prześlizguje się do przełyku ;) Dobra mleczna chrupiąca kuleczka oblana mleczną czekoladą.
Ciemna. Gorzka czekolada zawsze zmusza mnie do chwili zastanowienia się – jaka powinna być czekolada – naturalna gorzka czy mleczna słodka. I stwierdzam, że zależy to tylko od smaka, którego mam danego dnia ;) Znów więc niewiele mogę o tej kulce napisać, dobra gorzka czekolada, przez co może nieco bardziej wyrazista od mlecznej, ale tylko dla tych osób, które tolerują czekoladę gorzką.
Biała. Nie przepadam za białą czekoladą, bo biała czekolada, to nie czekolada, skoro nie ma kakao. Ale ta kuleczka była naprawdę pyszna. Nie tam żaden produkt czekoladopodobny, który jest masowo produkowany na Wielkanoc w postaci białych króliczków i baranków, których nie da się przełknąć, gdyż smakują jak czyste połączenie masła z olejem roślinnym :/
Latte. Ze względu na upodobania słodyczowe ucieszyła mnie najmniej, ale czasem trzeba spróbować też coś prócz czekolady mlecznej, heh, nawet jakby miało by być o smaku kawy. Samo latte lubię, przynajmniej jest większe od espresso (espresso – co to w ogóle jest? Jeden łyk kawy i pusta filiżanka…). Smak kawy jest miły, mleczny, kremowy, nie za „ostry”, ale też do zauważenia (do czystego Kopiko mu oczywiście dużo brakuje, ale wg mnie to oczywiście plus).
Nie umiałabym wybrać najlepszej. Najgorszej też nie.
Nadają się na przekąskę, do postawienia na stół dla przyjaciół. Dla jednej osoby na „jedno posiedzenie” to chyba trochę za duża porcja. Na jednej kulce (z każdego smaku) nie można jednak skończyć, ręka sama wysuwa się po następne, dobre, słodkie. Kogoś może zezłościć właśnie ich przekąskowy charakter, gdyż nie ma się tu w co wgryźć – kulki duże nie są, ale taki właśnie ich urok.

Ocena : 6/6
Kaloryczność : 500 kcal/100 g (opakowanie ma 180 g = 166 kulek)

Sałatka grillowany kurczak, McDonald

W dni, w które nie można ugotować sobie obiadu w domu, a chce się zjeść coś dobrego i zarazem w miarę zdrowego na obiad – polecam tą sałatkę. Na stronie WWW w menu można odnaleźć mini sałatkę (tylko sałaty, marchew i pomidor – całkiem ją więc pomijam) oraz kurczak Premium. W restauracji okazało się, że jest też sałatka szefa (chyba z jajkiem?) oraz sałatka z grillowanym kurczakiem. Wersje z mięsem odpowiednio po 12,80 (Premium) i 12,90 (grillowany). Czym te wersje się różnią? Sposobem przygotowania filetu kurczaka. Wersja grillowana przygotowana jest bez panierki, natomiast w Premium kurczak ma panierkę crispy. Zatem co kto woli. Sałatka składa się z mixu sałat : zwykła, lodowa, kapusta pekińska i sałata fioletowa, jakkolwiek by się nie nazywała :) Do tego dodane jest odrobinę pociętej w drobniutkie słupki marchwi; pomidory koktajlowe – tu chwalę Mc za ich świeżość, moje były bardzo twarde, najświeższe; oraz cienkie płatki sera jak się domyśliłam parmezanu – nie za dużo, ale łatwy do odnalezienia, zatem właściwa ilość. Do sałatki dostałam oddzielnie opakowanie czosnkowo-ziołowych grzanek w ilości, która spokojnie na wielkość sałatki wystarczyła, chrupnięcia przy jedzeniu nie były więc sporadyczne. Dostałam też dwie saszetki z sosem, który mogłam sobie wybrać, na zdjęciu cesarski Light. Przyznaję, że dwie saszetki to było dla mnie za dużo i do sałatki wlałam jedną – mi wystarczyła w zupełności, aby był poślizg, a wszystko nie pływało. Składniki świeże naprawdę były świeże. Co do kurczaka… od lat wiadomo, że pierś kurczaka z Mc jest jakaś taka inna… smakuje trochę jak mięso z udka, ogólnie ma inną strukturę w środku, po prostu nie jest takie jak normalna grillowana pierś. Jednak bardzo mi smakowała. Mięso było wilgotne w środku, niewysuszone i podane na ciepło (choć nie zwróciłam uwagi czy przyrządzone na świeżo czy odgrzane). Całość dała zabójczo dobrą mieszankę smaków. Jedna z najlepszych, jeśli nie najlepsza jaką jadłam „na mieście” (czy to w Gdańsku, czy to na zeszłorocznych wakacjach na wybrzeżu Bułgarii – choć ciągle sałatki domowe smakują mi najbardziej, gdyż wrzucam do nich dokładnie to, na co mam ochotę). Różnorodność sałat, jędrność pomidorów, miły dodatek w postaci sera bardzo mnie ucieszyły; najbardziej jednak to, iż Mc daje klientom możliwość wyboru i decydowania – zarówno o tym czy dodać grzanki (i w jakiej ilości), jak i o sosie – jaki smak wybrać i ile go dodać (a może polać tylko mięso? Jak kto lubi). Za tą możliwość wyboru mogę ich naprawdę zachwalić – z jednego zamówienia można przygotować sobie zarówno tłuściutką sałatkę z panierowanym kurczakiem, grzankami i oleistym sosem; jak i wersję megalekką : z grillowanym kurczakiem, bez grzanek i bez tuczącego sosu :>

Ocena : 5/6
Kaloryczność : ?; na pocieszenie powiem, że kurczak Premium ma ponoć 365 kcal/porcja (bez sosu; ale czy wliczyli grzanki? – nie wiem)

sobota, 8 stycznia 2011

Czekolada Schogetten tiramisu, Trumpf

To drugi smak, którego próbowałam. Znane mi już opakowanie – kartonik, w środku na tekturce 18 smacznych kostek czekolady zabezpieczonych łatwo odwijanym sreberkiem.
Smak tiramisu, jako deseru, jest jednym z nielicznych smaków kawowych, które toleruję. Ciasto tiramisu jest w mojej opinii naprawdę smaczne, nie wiem czy to kwestia biszkoptów, dobrej kawy czy po prostu mojego zamiłowania do śmietanki i kakao :>
Jak widać na załączonym obrazku – nadzienie jest jasne. Łączy w sobie smak śmietanki, kawy i odrobiny kakao – czyli wszystko na swoim miejscu. Jest przyjemnie kremowe, rozpuszcza się w ustach nie zostawiając nieprzyjemnego roślinnego posmaku. Zaciekawiła mnie jednak warstwa zewnętrzna – sama czekolada. O ile w wersji z nadzieniem nugatowym czekolada jest jak najbardziej mleczna, to tutaj jest mocno kakaowa, gorzka, w końcu ma 65% kakao. Przez to też jej kolor jest dużo ciemniejszy. Z powodu takiej zawartości kakao oraz kawowego smaku tiramisu – czekolada nawet ze sporą ilością cukru – za słodka nie jest (to oczywiście plus). Niestety nie ma w niej moich ukochanych orzechów, dlatego nie dostaje maksymalnej oceny ;)

Ocena : 5/6
Kaloryczność : 336 kcal/100g (opakowanie), 29,8 kcal/1 kostka

Owococrunch o smaku czekoladowym z bananem i rodzynkami, Bakalland

Produkt jak najbardziej śniadaniowy, chociaż klasycznymi płatkami nie jest. Zbieranina płatków owsianych, pszennych, ryżowych, posklejana cukrem ;) W tej wersji naprawdę sporo jest dodatkowo oblane czekoladą, powiedziałabym że nawet połowa. Do tego dochodzą fragmenty chipsów bananowych (o wiele mniejsze niż na obrazku z opakowania) oraz rodzynki.
Jadłam od Bakallandu ich Owocopłatki w wersji z porzeczką, ananasem i wiśnią. Prawdziwe niebo w gębie. Prócz słusznie dużych kawałków kandyzowanego ananasa, ogromnych rodzynek i kilku suszonych wiśnio-czereśni mile zaskoczył mnie fakt, że jako jedyne płatki, z którymi się do tej pory spotkałam prawdziwie składały się w fragmencików wiśni i czereśni – struktura płatków je zawierała, nie były po prostu do nich dodane jak rodzynki. W dodatku płatki były przyjemnie słodziuchne.
Owococrunch to inna para kaloszy. Jest to bardziej musli niż płatki. Można trafić na naprawdę ogromne sklejki, ale także na takie całkiem rozpadnięte (cóż, nic nie jest wieczne i pod wpływem przesypywania, dotykania, noszenia crunch po prostu się naturalnie rozpada).
Mam swoje małe przyzwyczajenia i jedząc płatki/musli z miseczki najpierw staram się wybierać te najmniej-fajne fragmenty – najmniejsze, połamane, nieczekoladowe. Tak też bawiłam się i tym razem, zostawiając sobie na koniec największe fragmenty oraz te oblane czekoladą. W strukturze crunchu bez trudu odnalazłam parę rodzynek, choć nie było ich bardzo wiele, nie były też niebotycznych rozmiarów (ot zwyczajne, dobre, normalne rodzynki). Różne rodzaje płatków – owsiane, pszenne, ryżowe, przyjemnie chrupały w ustach. Jednak co najciekawsze – te czekoladowe –  … czekolada na nich wcale nie była przesłodzona, powiedziałabym nawet, że była deserowa, jeśli nie gorzka (na smak), a taki fakt mnie zdziwił, gdyż nastawiłam się na słodką, mleczną czekoladę, smak Chocapica, Nesquika albo temu podobnych. Dlatego też całość, mimo że ze słodkimi bananami i rodzynkami, w połowie polana czekoladą, nie była za słodka.

Ocena : 5/6
Kaloryczność : 360 kcal/100 g (opakowanie ma 210g)

piątek, 7 stycznia 2011

Chipsy z alg morskich z dodatkiem chili, Man Jun Foods

Jedna z ich trzech odsłon. Można kupić naturalne, z dodatkiem chili oraz w sosie orientalnym (?). Naturalne, Chili, Sos orientalny.
Jedna z najbardziej egzotycznych rzeczy, które zdarzyło mi się ostatnio próbować, nawet pomijając orzeszki w posypce wasabi od Tao-Tao.
Wysuszone algi morskie, w dużych kawałkach lub zupełnie pokruszone (w zależności na jaki kawałeczek się akurat trafi – zupełnie jak przy normalnych chipsach), z powplatanymi cząstkami chili, posklejane dużą ilością oleju – zdecydowanie bardziej tłuste niż zwyczajne chipsy. Jedząc je czuć coś niby „naturalnego-zielonego”, tłustość oleju i jakiś dziwny nieco rybny aromat – jeśli tylko nie skupi się na piekącym smaku chili ;) Można trafić na ostrzejsze i nieco łagodniejsze kawałki, ale ostrości tym chipsom odmówić nie można. Naprawdę ciężko mi je opisać…
Dodam tylko, że kupiłam je w Bomi, za bagatela, 13 zł… Warto było spróbować, ale przysmakiem może się to stać tylko dla hardcorowców :D

Ocena : 4/6
Kaloryczność : 125 kcal/20 g (czyli 1/3 opakowania)

Czekolada Aero 2 in 1, Nestle

Aero było pierwszą napowietrzaną czekoladą, z którą się spotkałam. Od tamtego czasu próbowałam też Bąboladę z Alpen Gold i Luflee od Milki. Dziś odsłona w postaci białej napowietrzanej czekolady oblanej mleczną.
Ze wszystkich wersji Aero mimo wszystko najbardziej smakuje mi klasyczna, mleczna, bez udziwnień. Za białą czekoladą raczej nie przepadam, gdyż w moim słowniku pojęć „czekolada” oznacza wyrób zawierający kakao, którego biała czekolada jest pozbawiona. Jednakże Aero 2 in 1 złe nie jest :> Jest naprawdę porządnie napowietrzone, przez co biorąc kawałeczek do ust najpierw czuć miły i słodki smak mlecznej czekolady od Nestle, po czym mnóstwo łagodnie łaskoczących bąbelków powietrza z rozpuszczającej się białej czekolady, mmm. Coś wprost idealnego na poprawienie sobie humoru w mokre, zimne i ciemne męczące popołudnie. Produkt nie jest podzielony na najwygodniejsze kawałki – kostki, ale żadna z napowietrzanych czekolad nie jest i niestety muszą mnie zadowalać podłużne kawałki, łamane przeze mnie z wielkim zapałem na pół. Jakby się tak mocno zastanowić, to można wyczuć nawet tą pastę z orzechów laskowych.

Ocena : 5/6
Kaloryczność : 194 kcal/35g (małe opakowanie)