Napis głosi “fine dark chocolate with pieces of orange and almond slives”, czyli ciemna czekolada z kawałkami pomarańczy i płatkami migdałów.
Od jakiś 3 miesięcy nosiłam się z zamiarem jej kupna, aż ku mojej uciesze znalazłam ją pod choinką :) Mimo obfitości świątecznego jedzenia, nie mogłam się powstrzymać od spróbowania jej.
Lindt jest dla mnie taką klasą czekolady jak np. porsche wśród samochodów. Wyśmienita, niesamowita. Wielokrotnie jadałam ich praliny-kulki, mleczne; rozpływają się w ustach, przyklejając do nich uśmiech na dobre 10 minut, heh, taki mały słodyczowy orgazm. Postanowiłam więc przekonać się czy też inne produkty tej marki są tak dobre. Zaiste.
Czekolada jest bardzo płaska, podzielona jak widać na kostki, nie ma się „w co wgryźć”, ale TAKIMI słodyczami (moim zdaniem) należy się jak najdłużej delektować, pozwalać się im rozpłynąć, a nie gryźć bez sensu, przerzuć w 2 sekundy i zapomnieć o niesamowitym smaku po kolejnych 5. Oj nie, tu trzeba powoli.
Jest w niej bardzo dużo maleńkich płatków migdałowych, choć zdarzają się też nieco większe. Bardzo cieszą. I rzeczywiście są płatkami, a nie przemielonymi lub grudkowatymi kawałkami bliżej nieokreślonych orzechów. Można również odnaleźć kandyzowane owoce. Prócz pomarańczy, znajdziemy jabłko i ananasa – trudno jednak wychwycić co jest czym.
„Orange intense” sugerowałoby, iż jest to czekolada ze sporą dawką ów pomarańczowego aromatu. Tu można się „zawieźć”, gdyż absolutnie nie jest nim przesycona, a ten który czuć – nie jest sztuczny, tylko naturalny i subtelny. Po zjedzeniu kostki oczywiście czuć, że czekolada jest pomarańczowa, ale nie przypomina to sztucznych, silnych aromatów (jakby np. spróbować olejku pomarańczowego do ciasta).
Lindt ponownie mnie nie zawiódł. Z rozkoszą będę dalej próbować ich wyroby.
Ocena : 6/6
Kaloryczność : nie podano; wersja kieszonkowa (35g) ma 8 kostek, założyłam więc iż każda kosteczka ma 24 kcal
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz