Z tej serii czekolad Lindta jest jeszcze karmel, kokos, tiramisu i pralina orzechowo-migdałowa. Ja jednak dostałam z okazji dla dziecka ten smak. Miałam mieszane uczucia, gdyż creme brulee nie jest moim ulubionym deserem i o wiele bardziej skłaniałabym się do spróbowania smaku pralinowego (ze względu na ulubiony smak) lub kokosowego (z ciekawości).
Tabliczka była większa - 150 g.
Cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku 15%, tłuszcz mleczny 9%, miazga kakaowa, laktoza, cukier skarmelizowany 3%, całkowicie odtłuszczone mleko w proszku, cząstki waflowe 1%, lecytyna sojowa, ekstrakt słodu jęczmiennego, aromaty. Masa kakaowa min. 30%, sucha masa mleczna min. 20%. Brak informacji na temat wartości odżywczych, lecz można doczytać w internecie, że na 3 kostki jest to ok. 260 kcal, zatem w 100 g 580, a w całej tabliczce jakieś 870 kcal.
Kartonowe, nieco twarde pudełko, skrywało podzieloną na 10 kostek czekoladę. Wydawało mi się początkowo, iż jest ona jedynie zafoliowana w sreberko; sreberko okazało się jednak "zgrzane", zatem zapakowana była w zasadzie hermetycznie.
Płaska, a jednocześnie nadziewana - nie można było się w nią wgryźć - tak przynajmniej myślałam na początku. Jednakże kostki mające 15 g każda były ogromne, jak 2-3 normalne kostki czekolady, zatem płaskość była nadrabiana przez powierzchnię.
Czekolada na zewnątrz była typowo mleczna - wspaniała, mleczna, słodka czekolada od Lindta. Nie można tu powiedzieć więcej. O wspaniałej strukturze, rozpuszczała się niesamowicie błogo, dość kremowo, nic czekoladopodobnego. Nie była schłodzona, toteż nie chrupała/nie łamała się, a raczej ciągnęła, heh, ale była przesmaczna.
Nadzienia się bałam - w końcu jakieśtam mleczno-jogurtowo-śmietankowe coś, w którym mają być zawieszone kryształki skarmelizowanego cukru. No w zasadzie nic ciekawego. Tak myślałam, póki nie spróbowałam. O ile nie lubię nadziewanych czekolad, a szczególnie nadziewanych masami śmietanko-podobnymi - to to nadzienie było niesamowite. Jego mleczno-śmietankowość w żaden sposób się nie narzucała, a raczej ustępowała w smaku bardzo smacznym drobinkom karmelizowanego cukru, który aż zaskakująco dobrze chrupał w czasie gryzienia czekolady. Wczytując się w informacje z opakowania - doczytałam, iż prócz ziarenek cukru są tam też małe chrupki-ciasteczka. I rzeczywiście - były i tworzyły wraz z cukrem wspaniałe wypełnienie czekolady. Chrupkość cukru i chrupek "zgodnie kontrastowała" z jednolitym wypełnieniem mlecznym i błogą mleczną czekoladą. Całość tak wspaniale dobra, pyszna i smaczna, że zjadłam pół tabliczki dosłownie w 3 minuty. Nawet jeśli ktoś nie lubi deseru creme brulee, to myślę, że ta czekolada mu jednak posmakuje, gdyż całość nie smakuje jak creme brulee z dodatkiem czekolady mlecznej, a raczej jak przepyszna mleczna czekolada z wypełnieniem o smaku tego deseru (na smak wyraźnie czuć mleczną czekoladę). Obowiązkowo muszę spróbować też innych wariacji smakowych, w szczególności praliny orzechowo-migdałowej; w stosunku do niej mam podejrzenie, iż zniknie jeszcze szybciej niż creme brulee.
Ocena : 6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz